reklama

czwartek, 16 lutego 2012

Graczyk trzeci w Międzynarodowych Mistrzostwach Niemiec

Robert Graczyk (pierwszy z prawej)
W miniony weekend rozegrane zostały prestiżowe Międzynarodowe Mistrzostwa Niemiec seniorów w bojerach. Udział w nich wzięła dwójka czołowych zawodników MKŻ Mikołajki: aktualny mistrz świata Tomasz Zakrzewski oraz Robert Graczyk. Fantastycznie za Odrą zaprezentował się tym razem Robert, który w klasyfikacji końcowej zajął doskonałe trzecie miejsce. Tomek tym razem finiszował w mistrzostwach na szóstym miejscu. Zwyciężył zawodnik gospodarzy Martin-Bjoern Schneider.
Oto obszerna relacja Tomasza Zakrzewskiego z tych mistrzostw:
Relacja z 9.02
Z wielkim bólem serca podjęliśmy decyzję o udziale w międzynarodowych mistrzostwach Niemiec, podczas gdy na Śniardwach panują bardzo dobre warunki lodowe. Przestraszyła nas trochę sobotnia prognoza wiatrowa. Mamy wątpliwości czy w ogóle coś tego dnia się rozegra. Na Steinhude Meer gdzie rozegrają się MN zapowiadany jest całkiem przyzwoity wiaterek, a na lodzie zalega tylko 1 cm puszystego śniegu. Wspólnie z Robertem i jego synem Filipem wyruszyliśmy z Gdańska około 20.30. Mamy do przejechania 850km i jeśli nie zrobimy pauzy to na miejscu będziemy po 5 rano.
Relacja z 10.02


Robert Graczyk w akcji
Nie udało nam się dojechać do Steinhude zgodnie z założeniem - jednym ciągiem. Wymiękliśmy pod Szczecinem, zatrzymaliśmy się w hotelu i na akwen dotarliśmy dzisiaj w południe. Przez całe popołudnie wiała przyjemna bryza o sile 3-5m/s. Wczorajszy puch na lodzie, w wyniku chwilowej temperatury dodatniej, dzisiaj zamienił się w przymarznięty śnieg. Jest go niewiele, bo około 1cm, ale to wystarczy na postawienie odczuwalnego oporu płozom. Nie jest tak hardkorowo jak w Szwecji, ale miodu też nie ma. Za to jezioro podzielone jest pęknięciami jak szkocka krata. Lód, na którym najprawdopodobniej rozegrają się mistrzostwa, pozwala na ustawienie 1300m trasy. To niewiele zważywszy na fakt, że organizator spodziewa się około 80 uczestników (przy założeniu, że Duńczycy w ten sam weekend nie zrobią mistrzostw Danii i przyjadą tutaj). Na starcie byliśmy o 13.00, a do portu wróciliśmy o 17.05. Było bardzo dużo szybkiego latania. Przetestowaliśmy kilka płóz i porozciągaliśmy mięśnie. Robert wzorowo odrobił pracę domową i przygotował jeden, bardzo szybki komplet wkładek. Nie dało się go dogonić. Późny zachód słońca praktycznie pozwala na pozostawanie na lodzie do 17.30.  To wróży długi dzień regatowy jutro. Wiatru też nie powinno zabraknąć. Pierwszy start zaplanowano na 11.00.
Relacja z 11.02

Jesteśmy po pierwszym dniu rywalizacji. Do regat zgłosiło się około 60 zawodników. Było trochę mało wiatru. Sporo polataliśmy do południa. Wiało równe 3-4 m/s. Trasa była bardzo krótka - około 1100m, ale przy takim wietrze i trzymającym torze i tak było dużo żeglowania. Wiadomo było, że wiatr będzie rozdawał karty od samego początku. Pojawiały się 45 stopniowe zmiany wiatru w obydwu kierunkach. Wielka niewiadoma przed startem, która strona będzie korzystniejsza. Od samego początku wiedzieliśmy, że Robert ma bardzo duży gaz i nie powinien mieć problemów w kwalifikacjach. Potwierdziło się to już po samym starcie. Wyprowadził lewą stronę, dojechał do layline i zrobił zwrot. Potem było już tylko gorzej. Wjechał w poduchę i cały dół pojechał. Do tego prawa strona zaczęła się napędzać i na pierwszej górze zawinął się około szóstego miejsca. W dalszej części wyścigu nie zgubił prędkości i odrobił cztery pozycje kończąc pierwszy wyścig kwalifikacyjny na drugim miejscu. Tuż za nim przyjechał Marek "Byku" Stefaniuk. Zaraz potem poszedł drugi kwalifikacyjny, ale zabrakło wiatru. Czekaliśmy na niego około 2 godzin. Po 15.00 przyszła bryza, odkręciło w lewo i komisja obróciła trasę. Udało się rozegrać kolejny wyścig kwalifikacyjny, w którym awans wywalczył Bogdan Eder, wpadając na metę na ostatnim premiowanym miejscu. To były pierwsze ślizgi Bogdana w tym sezonie. W ten sposób wszyscy Polacy dostali się do grupy A. Pierwszy i jedyny dzisiaj wyścig finałowy dla A  był pod dyktando zmiennych wiatrów, co do kierunku i siły. Startowałem z 24, Robert z 20, a Byku kilka pozycji nad Robertem. Zapaliliśmy od samego startu i już po chwili żeglowaliśmy samotnie mając całą lewą stronę daleko za sobą. Dojechaliśmy do layline, zwrot, a prawa strona już zawijała się na górnym znaku. Na tak krótkiej trasie (po zmianie trasy miała ona długość 950m) trudno odrobić cokolwiek. Byku jakoś się wykaraskał i skończył około 6., ja odrobiłem około 10-11 miejsc i dojechałem 11, Robert 2 miejsca za mną. Tak słaby wynik nie jest specjalnym zmartwieniem, ponieważ mamy bardzo dobrą prędkość. Zwykły przypadek sprawił, że tym razem musieliśmy uznać wyższość całej prawej strony. Wyścig nieoczekiwanie wygrała  Anja Fidler. To swego rodzaju niespodzianka, że po pierwszym dniu mistrzostwa Niemiec prowadzi kobieta. Jutro zapowiadane jest więcej wiatru (do 7m/s) i powinno to wystarczyć na 4 wyścigi dla A. Potrzebujemy odrzutki bo inaczej może być ciężko zająć czołowe lokaty.
Relacja z 12.02.

Tomek Zakrzewski w akcji
Dzisiaj wszystkie prognozy się sprawdziły. Od samego rana było mało wiatru ale systematycznie się rozwiewało. Pierwsze dwa wyścigi odbyły się przy bardzo słabym wietrze. Obydwa wygrał Martin Schneider, dwa razy drugi był Peter Hamrak. Tym razem pojechaliśmy lepiej niż wczorajsza skucha. Robert zaliczył 5, 4, ja 7, 5. Bardzo dobrze przyjechał też Byku: 4, 8. Cały czas wiatr płatał różne figle i potrzeba było sporo szczęścia. Po samym starcie dół halsu potrafił niemiłosiernie odpalić podczas gdy pozostała część strony nie mogła wejść na właściwe obroty. Potem wiatr zaczął się wzmagać i było coraz mniej przypadków. Kolejny wyścig wygrał Robert, ja 5. Marek 4. a Martin 3. Bardzo równo jeździł też Andreas Bock 2, 3, 3. Piąty bieg był zaciętą rywalizacją przez dwa i pół okrążenia pomiędzy mną a Martinem. Za nami jechał Robert. Prowadzenie zmieniało się co 1-2 halsy, ale byliśmy bardzo blisko siebie. Za nami jak cień podążał Robert. Na ostatnim dojeździe do górnego znaku, zrobiłem zwrot o 50m za szybko i byłem przekonany, że będę musiał dosztukować dwa zwroty, żeby okrążyć boję. Nade mną jakieś 50m pędził Martin i Robert. Te dwa zwroty kosztowałyby prowadzenie, a nawet dwa miejsca. Na 150m przed znakiem przyszła potężna odkrętka i w samolotach udało mi się okrążyć znak. Kontynuowałem prawym halsem pilnując Martina przez kolejne 200m, a Robert wykonał rufę natychmiast po znaku, dojechał to tego dzikiego szkwału, i na metę wszedł pół długości kadłuba przede mną. Martin 3., Andreas 4. Byku dojechał 6. Był szczególnie dumny ze swojej nowatorskiej koncepcji jazdy na trzech sterówkach. W słabych wiatrach krótka płoza była bardzo dobrym wyborem. Potem przyszedł wyścig, który przerwał szanse na wygranie regat przez Roberta. Po starcie, mój klubowy kolega, nie odpalił prze cały hals. Ja w tym czasie leciałem w lewą stronę i odpaliłem. Powiem nawet, że byłem najszybszy. Co z tego, skoro z Robertem spotkaliśmy się na górze w okolicach nastego miejsca. Moja strona poległa, a Robert dopiero zaczął się rozpędzać. Na 1000 metrowej trasie i w miarę stabilnym wietrze nie da się wiele nadrobić. Dojechaliśmy słabo, ja 10., Robert 15. Wczorajszy bardzo słaby finisz spowodował, że naste miejsca poszły do liczenia. Wygrał Bernd Zeiger, Martin 2., Byku 7. W ostatnim wyścigu leciałem ponownie w lewą stronę. Z góry wiadomo, że prowadziła do Mogadiszu. Plan więc był bardzo prosty: rura i zwrot najszybciej jak się da. Jedynie Martin startujący z dwójki mógł mnie przyblokować. Start, odpaliłem jak należy, Martin został z tyłu więc swobodnie zrobiłem zwrot już po 300 metrach. W ten sposób udało się zminimalizować straty. Po zwrocie prawa strona była już daleko z przodu, a na jej czele startujący z 15-stki żagiel z numerem P31. Dojechał do layline, zrobił zwrot i tyle. Blisko za Robertem jechał Bernd. Przed moim dziobem przejechały jeszcze 3 ślizgi z prawej strony. Na górę wjechałem szósty. Krótki pierwszy baksztag i na dole byłem trzeci. Pierwsza dwójka bez zmian. W takiej konfiguracji dojeżdżamy do layline i Bernd łamie się jako pierwszy. Robert będąc z przodu robi ten sam manewr ale z kilkusekundowym opóźnieniem i to wystarcza Niemcowi na objęcie prowadzenia. Nie pomogła taktyczna zagrywka mojego sparingpartnera. G107 zdążył uciec. Do dolnego znaku kolejność naszej trójki się nie zmienia. Okrążamy boję i jedziemy tak do layline. Tym razem jadący z tyłu Robert robi zwrot pierwszy. Bernd reaguje chwilę później i Polak Niemcowi odpłaca pięknym za nadobne. Sytuacja dokładnie się powtarza. Bernd odpada na szybkość i chce natychmiast dopaść Roberta, a ten dostaje szkwał, jedzie bardzo ostro w górę i wyostrza Bernda prawie do linii wiatru, odpada i ucieka. Udaje mu się obronić prowadzenie, którego nie oddaje już do końca. Na linię mety wpadamy bardzo blisko siebie, a za nami przepaść. Nie było nikogo. Regaty zakończone.
Pomimo niespotykanie krótkiej trasy było bardzo dużo żeglowania w trudnych i specyficznych warunkach. Zebraliśmy dużo cennego doświadczeńia, które na pewno zaowocuje w kolejnych regatach. Jeździliśmy bardzo szybko o czym świadczą trzy wygrane wyścigi Roberta. Szkoda tylko tej skuchy pierwszego dnia bo miałby szanse na zwycięstwo. Słowa uznania należą się naszej PRC, która mimo utopienia przez Roberta jednego świdra lodowego zdołała rozegrać dzisiaj kilkanaście biegów. Do tego trasę przestawiali przynajmniej trzy razy.
Gratulujemy Martinowi Schneiderowi tytułu mistrza Niemiec. W pełni na niego zasłużył. Jeździł bardzo mądrze i równo przez całe regaty. Tata mistrza chodził dumny jak paw i miał ku temu wszelkie powody. Powiedział mi, że to zwycięstwo cieszy go bardziej niż gdyby to on sam zdobył ten tytuł. Peter Hamrak też zasłużenie zajął drugie miejsce. Jeździł bardzo szybko i poprawnie żeglował. Jak przyszło więcej wiatru to stracił trochę animuszu ale i tak było dobrze. Bogdan Eder walczył dzielnie ale brak oblatania nie pozwolił mu na zbyt wiele. Przy wręczaniu nagród było tradycyjne hip hip hurrra i wszyscy rozjechali się do domów.
Tekst: Tomasz Zakrzewski
Foto: Archiwum Tomasza Zakrzewskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz